Większość osób planując swój ślub, myśli o wielkim weselu, najlepiej w przepięknej sali z ogromną liczbą gości, którzy będą ich podziwiać przez cały czas. My, od razu odrzuciliśmy ten pomysł, chcieliśmy się skupić na sobie. Takie podejście do sprawy spowodowało, że zdecydowaliśmy się na kameralny ślub, tylko w towarzystwie najbliższej rodziny.
Jak więc sprawić by tak mały ślub, a w zasadzie przyjęcie, było niezapomnianym przeżyciem?
Rozwiązanie naszego problemu znaleźliśmy będąc na Dominikanie. Widzieliśmy tam parę, której ceremonia i małe przyjęcie, odybło się w hotelu. Ogromną radość sprawił im przyjazd gości, bo spotkać się gdzieś daleko od domu, ale z najbliższymi to bardzo miłe uczucie. Atmosfera tego wydarzenia była wyjątkowa, to nas właśnie urzekło i stwierdziliśmy, że wspaniale byłoby, gdybyśmy to my byli w takiej sytuacji i to do nas przyjechali najbliżsi, gdzieś daleko od domu. Jako, że uwielbiamy podróże, to decyzja mogła być tylko jedna – ślub za granicą.
Najtrudniejsze jednak było przed nami. Gdzie? Jak to wszystko zorganizować? Kiedy ? Kogo zaprosić? ? Pytań milion, ale by spełnić marzenie, wzięliśmy się do roboty.
Wybór padł na Włochy, to musiały być tylko Włochy, w pięknej i bajecznej Toskanii. Uwielbiamy ten kraj – jedzenie, ludzie, widoki, wino… Czego chcieć więcej?
Zdecydowaliśmy się na piękny hotel w pobliżu Florencji. Wszystko pięknie, ale co dalej ? Kościół, ksiądz jest, hotel także, ale co dalej? A kwiaty, fryzjer, makijaż i inne drobniejsze rzeczy, które samemu i to z Poslki jest ciężko załatwić? I tak trafiamy do Asi, bez której całe to przedsięwzięcie nie miałoby sensu, gdyż okazała się nieocenioną pomocą w trakcie przygotowań i samego ślubu. Asia wzięła na siebie kwestię kwiatów, fryzjera, prezntów dla gości, samochodu, tłumaczenia i wielu, wielu innych niemniej ważnych spraw. Dzięki Asiu!
Na dwa miesiące przed planowaną uroczystością, polecieliśmy do Włoch spotkać się ze wszystkimi i „sprawadzić” czy faktycznie wszystko jest tak jak powinno być. W żadnym momencie się nie zawiedliśmy. Hotel okazał się wspaniałym miejscem, a ksiądz Krzysztof, Asia oraz nasi fotografowie bardzo ciepłymi, miłymi osobami, dzięki czemu wiedzieliśmy, że nasz ślub będzie wyjątkowy i ani przez chwilę nie żałowaliśmy wyboru!
Odliczaliśmy dni, aż w końcu przyszedł koniec czerwca i czas pakowania się i wyjazdu do Toskanii. W hotelu zostaliśmy przywitani niezwykle miło, jednak od razu opuściliśmy hotelowy pokój i wyruszyliśmy do Florencji. Niesamowity włoski klimat, a do tego Spritz !
Na kilka dni przed ślubem odwiedziliśmy jeszcze raz Ks. Krzytofa, ustaliliśmy szczegóły dotyczące naszej ceremonii. Wspólnie z Asią i Panią Małgosią dopięliśmy na ostati guzik kwestię dekoracji zarówno kościoła jak i restauracji, oraz bukietu Panny Młodej. Dzięki niesłychanym kompozycjom, które przygotowała Pani Małgosia, kościół oraz stoły na przyjęciu wyglądały przepięknie.W między czasie, skorzystałam z próby fryzury i makijażu u Marco, którego poleciła nam również Asia. To nie tylko fryzjer, to prawdziwy Maestro stylista. Fryzura była piękna, delikatna z wieloma drobnymi akcentami podkreślającymi jej wyjątkowość, makijaż również okazał się idealny. Cudo!
W dniu ślubu, przygotowania ruszyły pełną parą około południa (ślub był zaplanowany na godzinę 16.00). Marco ze swoją pomocnicą i Asią przyjechali do nas do hotelu dużo wcześniej. Zaraz za nimi fotografowie. Planowaliśmy wyjazd z hotelu o godz. 15.00, ale wszystko trochę się poprzesuwało. Niektórzy z naszych gości za bardzo wzięli do siebie włoski luz J My natomiast, posłuchaliśmy się Ks. Krzysztofa, który powiedział nam, że włoskim zwyczajem Panna Młoda musi się spóźnić, a msza w związku z tym może się zacząć nawet godzinę później. I tak się stało !
Spóźnieni, pokonując długą drogę, dotarliśmy nareszcie do kościoła. Nam by dotrzeć przed ołtarz, droga zajęła niemal 10 lat, ale była to droga piękna, czasem wyboista, ale wiedzieliśmy, iż mamy wspólny cel. Moment przysięgi był dla nas początkiem nowej i jeszcze piękniejszej przyszłosci. Jej słowa, wypowiedzieliśmy w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie, w Toskanii. Nasza nowa, wspólna przygoda już się zaczynała… od spełnienia się wspólnego marzenia – ślubu w tym wyjątkowym miejscu.
Ceremonia była cudowna i pomimo niewielkiej ilości gości, znalazły się osoby, które z chęcią czytały, a nawet śpiewały. Ks. Krzysztof poprowadził ją pięknie, wygłosił wspaniałe kazanie, a na sam koniec zrobił nam niespodziankę – wręczył nam błogosławieństwo od Papieża Franciszka dla nas, z okazji dnia ślubu. Po wyjściu z kościoła obsypano nas białymi płatkami róż. Wszyscy goście ruszyli w drogę powrotną do hotelu, my natomiast razem z fotografami i świadkami pojechaliśmy na saseję zdjęciową min. do kościoła San Miniato we Florencji. Tuż po wyjściu z samochodu, przechodnie zasypali nas gratulacjami i co chwila było słychać trąbienie przejeżdżających samochodów. Czuliśmy się jak gwiazdy filmowe na czerwonym dywanie.
Pogoda była idealna ! Kolacja w hotelu wyśmienita. Dołączyli do nas Ks. Krzysztof, Asia i fotografowie. Na koniec goście dostali od nas tradycyjne włoskie prezenty czyli bomboniere – woreczki wypełnione pysznymi migdałami oblanymi czekoladą. Ten pomysł również podsunęła nam Asia.
Polskim zwyczajem, po dniu zaślubin, odbyły się poprawiny J
Ich przebieg był jednak nieco inny. Wspólnie z naszymi gośćmi, wybraliśmy się na całodzienne zwiedzanie Florencji. A wieczorem udaliśmy się do restauracji, którą poleciła nam Asia, Antico Ristoro Di’ Cambi gdzie spróbowaliśmy tradycyjnego florenckiego dania – bistecca alla fiorentina, spełnienie kulinarnych marzeń smakoszy. W czasie kolacji oczywiście nie zapomnieliśmy o dobrym lokalnym winie, pysznym deserze, nie wspominając o mocnej grappie ! Wokół nas stoliki z besiadującymi Włochami, a więc było bardzo głośno. Prawdziwa włoska uczta!
Nasz kilkudniowy pobyt w Toskanii dobiegał końca, przyszedł czas na pożegnanie się z naszymi gości. Wszyscy, mimo iż musieli już jechać byli bardzo zadowoleni z obecności na naszym ślubie. Nie był to dla nich zwykły, kolejny ślub, ale coś wyjątkowego, połączenie rodzinnej imprezy z krótkimi wakacjami. Niektórzy pozostali jeszcze przez kilka dni we Włoszech, ale już w innych miejscach, bo żal było nie skorzystać z okazji i nie zrobić sobie trochę dłuższych wakacji. My natomiast zostaliśmy w naszym hotelu jeszcze kilka dni by cieszyć się urokami pięknej Italii jako przeszczęśliwi nowożeńcy 🙂
Na koniec, chcielibyśmy wspomnieć o prezencie od Asi – drzewku oliwkowym, które do dnia dzisiejszego pięknie rośnie u nas w domu i przypomina nam o tym wspaniałym dniu.
Dziękujemy Asiu,
Marta i Michał
Bukiet i inne dekoracje florystyczne : Proarte
Zdjęcia : MeDisProject