Mieliśmy włoski ślub, spełniło się nasze marzenie. Kiedy pierwszy raz o tym rozmawialiśmy, przekonani, że typowe polskie wesele jest nie dla nas, nie mieliśmy pojęcia, że będzie wyglądał tak jak wyglądał.
Miało być bez niespodzianek, wszystko zaplanowane, zapięte na ostatni guzik. Okazało się, że garnitur ślubny Łukasza nie przyjechał z nami do Włoch. Oj, zapomnieliśmy go spakować… Lusterko w wypożyczonym samochodzie, oj… ktoś zaczepił i urwał…
Miało być błękitne niebo i toskańskie słońce. Był wiatr i deszcz.
Miało być przyjęcie w ogrodzie – było w domu.
Ale jednak w jednej kwestii się nie myliliśmy – miało być pięknie i wyjątkowo i tak też było. Pięknie, wyjątkowo i bajecznie.
Po zaangażowaniu połowy rodziny i przyjaciół, garnitur dotarł do nas już następnego dnia.. Dzięki temu przekonaliśmy się, po raz kolejny, jak wspaniali ludzie są wokół nas. A sama historia, jak to Pan młody zapomniał swojego stroju, powtarzana pewnie będzie przez lata…
Pochmurne niebo zamiast słońca? Według siostry, która robiła zdjęcia była to wymarzona pogoda do fotografii. Wiatr? Było trochę jak w naszym ulubionym w filmie „About time” i dzięki temu magicznie.
Kościół, wybrany spośród wielu, gdzieś na końcu świata, dzięki dekoracjom Pani Małgosi prezentował się bajecznie. Było prosto, elegancko i pięknie. Ksiądz Krzysztof, który wygłosił homilię, „zdjął z nas” resztki stresu i zdenerwowania.
Przyjęcie w ogrodzie, było ale w dzień przed ślubem. Dzięki duszom artystycznym naszych mam i sióstr, salon i jadalnia wynajętej willi z XIX wieku, prezentowały się naprawdę odświętnie. A do tego pięknie nakryty stół, przez Panią Elizę i Alberto, którzy przygotowali dla nas też wyjątkowe, przepyszne, prawdziwie włoskie jedzenie. Ach… jedzenie. To mógłby być oddzielny temat. Czegoś takiego w życiu nie próbowaliśmy, pomimo wielu już pobytów we Włoszech. Poezja smaków i zapachów, wspaniałe przekąski, wyjątkowe dania główne, prawdziwie niebiańskie tiramisu i idealnie schłodzone limoncello, połączone z profesjonalną i serdeczną obsługą.
Mieliśmy włoski, toskański ślub, nasze marzenie, które przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Dzięki nieocenionej pomocy Pani Asi, udało się. Sami nie dalibyśmy rady, chociaż próbowaliśmy. Zarezerwowaliśmy w ciemno piękną willę. Zaangażowaliśmy nasze siostry do zrobienia bukietów, makijażu, fryzury, zdjęć, tortu. Zorganizowaliśmy transport, ale co dalej? A kościół? Przecież w Toskanii jest mnóstwo kościołów – tak myśleliśmy. Tylko jak to ogarnąć? Które są dostępne? Jak się skontaktować? Mamy wujka, który miał nam udzielić ślubu. Ale jak załatwić formalności związane ze ślubem? No i co z kwiatami w kościele? Co z muzyką? Skąd? Jak? Kto? No i następna kluczowa kwestia. Co z przyjęciem? Przecież w Toskanii jest mnóstwo restauracji z pysznym jedzeniem, ale my wymyśliliśmy sobie przyjęcie w ogrodzie. Jak znaleźć catering lub sprawdzonego kucharza? Skąd wziąć obrusy, zastawę itp.?
Na szczęście nie musieliśmy sami szukać ani kościoła, ani cateringu, bo znaleźliśmy Panią Asię. Nagle wszystko okazało się proste ( tzn. prawie wszystko, bo wybór, kościoła, muzyki i menu spośród wielu propozycji wcale nie jest taki prosty. Po wymianie mnóstwa maili mieliśmy wszystko, czego nam było potrzeba, a nawet więcej, bo dostaliśmy poczucie, że jest ktoś, kto czuwa nad wszystkim.
Pani Asiu, dzięki Pani spełniły się nasze marzenia. Dostaliśmy wspaniały ślub, który będziemy pamiętać do końca życia. My i nasze rodziny przeżyliśmy wspaniałe, niezapomniane chwile,
Dziękujemy
Karolina i Łukasz
Flowers Pro Arte
Foto Magda K.